Dlaczego nie potrafimy nic nie robić? O epidemii ciągłego pobudzenia w XXI wieku

Dlaczego nie potrafimy nic nie robić? O epidemii ciągłego pobudzenia w XXI wieku

Kiedy ostatnio po prostu siedziałaś/eś bez telefonu, bez zadań, bez celów? Tylko ty i kilka minut ciszy? Jeśli nie pamiętasz – nie jesteś sam/a. Żyjemy w epoce, w której umiejętność nicnierobienia stała się równie rzadka jak umiejętność rozpalania ognia bez zapałek.

Paradoks współczesnej pogoni za odpoczynkiem

Z jednej strony marzymy o tym, żeby w końcu nic nie musieć robić i po prostu odpocząć. Media pełne są artykułów o work-life balance, aplikacji do medytacji przybywa jak grzybów po deszczu, a urlopy all-inclusive biją rekordy popularności. Z drugiej strony, kiedy przychodzi co do czego, nie wiemy co ze sobą zrobić.

Jesteśmy przyzwyczajeni do nieustannej pogoni za czymś – do działania, reagowania, odbierania tysięcy bodźców. Kiedy mamy wolną chwilę i możemy spokojnie usiąść, zamiast delektować się chwilą – podziwiając widok, smakując napój czy odczuwając promienie słońca na skórze – automatycznie sięgamy po telefon.

To fascynujące: niby ciało się zatrzymało, niby nic takiego nie robimy, ale nadal pobudzamy umysł i doładowujemy go kolejną dawką bodźców. A kiedy świadomie decydujemy się tego nie robić – odłożyć, schować lub wyłączyć telefon – często czujemy niepokój, rozdrażnienie, nudę.

Pokolenie Z i kryzys uwagi

Spójrzmy na młodsze pokolenie, bo to ono najjaskrawiej pokazuje, dokąd zmierzamy. Ludzie urodzeni między 1995 a 2012 rokiem określani są jako pokolenie Z. Dorastali w świecie zdominowanym przez smartfony, media społecznościowe i natychmiastowy dostęp do bodźców cyfrowych.

Młodzi ludzie są przyzwyczajeni do szybkiej, intensywnej stymulacji – krótkich filmików, powiadomień, lajków, wiadomości. W efekcie nudzą się szybciej, bo codzienne życie nie dostarcza tak intensywnych bodźców jak świat cyfrowy. Dłuższa koncentracja na jednym zadaniu staje się trudna – nawet rozmowa, wykład czy spotkanie towarzyskie przegrywa z sygnałem z telefonu.

Konsekwencje są dramatyczne. Obserwujemy wzrost depresji, lęku, samotności i problemów ze snem – trendy, które zaczęły się już przed pandemią COVID-19. Młodzi ludzie później wchodzą w dorosłość, są bardziej pesymistyczni i mniej skłonni do podejmowania ryzyka. Często mają trudności z budowaniem relacji w świecie rzeczywistym, preferując kontakty online.

Smartfon staje się centrum tożsamości – to, kim jesteś, zależy od tego, jak się prezentujesz w mediach społecznościowych. Rezultat? Utrata kontaktu z rzeczywistością – młodzi ludzie są „mentalnie w innym miejscu”, nawet gdy fizycznie są obecni.

Nie trudno sobie wyobrazić, że dla nich nie robić nic może być wręcz przerażające. Bez bodźców, bez pobudzania, zostają sami ze sobą.

My też jesteśmy ofiarami

Nawet jeśli nie należymy do pokolenia Z i urodziliśmy się w czasach, kiedy podczas spotkania ludzie częściej patrzyli sobie w oczy niż w ekran telefonu, w mniejszym czy większym stopniu także doświadczamy trudności z nicnierobieniem.

Stale zajęta głowa – na spacerze słuchawki w uszach, w domu muzyka, audiobook lub serial, czytanie do jedzenia, a w międzyczasie odpowiadanie na dziesiątki wiadomości, sprawdzanie powiadomień, planowanie kolejnego dnia, pamiętanie o wszystkich zadaniach do zrobienia.

Nic dziwnego, że często mamy wrażenie, jakby głowa miała nam eksplodować, a my nie marzymy o niczym innym jak zejść z tej karuzeli i po prostu położyć się na ziemi i patrzeć w niebo. Przynajmniej tak to sobie wyobrażamy. A potem, kiedy mamy tę chwilę dla siebie, od razu ją czymś zapełniamy.

Neurobiologia ciągłego pobudzenia

Co dzieje się w naszym mózgu, gdy jesteśmy ciągle pobudzeni? Neurobiolodzy ostrzegają przed konsekwencjami życia w trybie non-stop. Nasz mózg potrzebuje przerw na przetworzenie informacji, konsolidację wspomnień i regenerację.

Gdy nie dajemy mu tej możliwości, cierpi nasza zdolność do skupienia, kreatywność i umiejętność rozwiązywania problemów. Ciągłe przełączanie uwagi między zadaniami – coś, co błędnie nazywamy „multitaskingiem” – obniża produktywność i zwiększa poziom stresu.

Paradoksalnie, im więcej staramy się zrobić, tym mniej efektywni się stajemy. Nasz mózg, zmęczony ciągłą stymulacją, zaczyna działać jak przeciążony komputer – wolniej i z większą liczbą błędów.

Dlaczego mózg opiera się nicnierobieniu

Opór wobec nicnierobienia ma głębokie korzenie – zarówno ewolucyjne, jak i społeczne. Ewolucyjnie jesteśmy zaprogramowani do czujności. Dla naszych przodków „bezczynność” mogła oznaczać niebezpieczeństwo – nie dostrzec drapieżnika czy przegapić szansę na zdobycie pożywienia mogło kosztować życie.

Współczesny mózg interpretuje brak aktywności jako „marnowanie czasu”. Gdy nie mamy konkretnych zadań, automatycznie włącza się Default Mode Network – sieć spoczynkowa mózgu, która zaczyna generować myśli o przeszłości i przyszłości. To dlatego w momentach ciszy nasze głowy wypełniają się planami, wspomnieniami, zmartwieniami.

Dodatkowo jesteśmy społecznie kondycjonowani do produktywności. Od najmłodszych lat słyszymy, że „czas to pieniądz”, że trzeba się rozwijać, osiągać, działać. „Nic nie robić” kojarzy się z lenistwem, stratą czasu, brakiem ambicji.

Ale jest różnica między prawdziwym a pozornym odpoczynkiem. Prawdziwy odpoczynek to świadome bycie w teraźniejszości, bez oceniania czy planowania. Pozorny to scrollowanie mediów społecznościowych, oglądanie telewizji czy myślenie o problemach – umysł nadal „pracuje”, tylko w inny sposób.

Cena ucieczki od nudy

Współczesna kultura traktuje nudę jak chorobę, którą trzeba natychmiast leczyć. Tymczasem badania pokazują, że nuda pełni ważne funkcje – pozwala mózgowi na odpoczynek, stymuluje kreatywność i pomaga w ustalaniu celów życiowych.

Kiedy unikamy nudy za wszelką cenę, pozbawiamy się momentów wewnętrznej refleksji. Nie dajemy sobie szansy na usłyszenie własnego głosu, zrozumienie swoich potrzeb czy po prostu delektowanie się chwilą obecną.

Jesteśmy jak turyści, którzy tak bardzo chcą zobaczyć wszystkie zabytki, że nie zauważają piękna podróży. Gonią za kolejnymi atrakcjami, nie zatrzymując się nigdy na tyle długo, żeby naprawdę poczuć gdzie są i co robią.

Droga powrotna do siebie

Te chwile, kiedy niczym się nie zajmujemy i po prostu jesteśmy, doświadczając chwili obecnej, to prawdziwe złoto. To właśnie wtedy możemy naprawdę zanurzyć się w życiu – czując swoje ciało i oddech, zauważając świat wokół siebie, będąc świadomym swoich wewnętrznych poruszeń.

Kiedy się zatrzymujesz i pozwalasz sobie po prostu być, możesz być w pełni obecny i zaczynasz słyszeć siebie. Dajesz sobie przestrzeń na oddech. Ciało się rozluźnia, napięcia puszczają. Wracasz do domu – do siebie.

Ale żeby to zrobić, musimy na nowo nauczyć się sztuki nicnierobienia. To znaczy świadomie decydować, że w danej chwili nie będziemy się niczym zajmowali – ani fizycznie, ani mentalnie. Że po prostu będziemy.

To może brzmieć prosto, ale w praktyce wymaga odwagi. Odwagi, żeby stawić czoła własnym myślom, uczuciom i niepokojom bez natychmiastowego zagłuszania ich kolejnymi bodźcami. Odwagi, żeby być ze sobą – bez masek, bez rozrywek, bez ucieczek.

Czy jesteśmy gotowi na tę odwagę?


Jeśli rozpoznajesz siebie w tym opisie i chcesz nauczyć się sztuki nicnierobienia, zapraszam Cię do darmowej serii 10 lekcji o medytacji i uważności. Każdy tydzień jedna praktyczna lekcja, którą możesz wprowadzić do swojego życia już dziś.

Zapisz się na darmowe lekcje medytacji i uważności



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *